Przyznam szczerze, że w ostatnim czasie zamarzyło mi się przeczytanie lekkiej, niezobowiązującej powieści o Portugalii. Bardzo chciałam się znowu przenieść na Półwysep Iberyjski i pożyć tamtejszą rzeczywistością. Myślę, że spotęgowała to na pewno pandemia i confinamento (lockdown) w Portugalii, a także długie zimowe wieczory, które po prostu aż zapraszają do otulenia się kocem, zaparzenia sobie herbatki i otwarcia książki. Poza tym, chociaż lubię tłumaczyć, to jednak wymaga to ode mnie koncentracji i kreatywności zwłaszcza w przypadku wierszy, więc wiedziałam, że chcę przeczytać o Portugalii coś niewymagającego i jednocześnie wciągającego. Wybór padł na „Portugalkę” Iwony Słabuszewskiej-Krauze, bo po przeczytaniu „Ostatniego fado”, o którym też jest recenzja na blogu, miałam przeczucie, że to jest to i nie myliłam się. Książka dotarła do mnie w piątek popołudniu i w sobotę o 3 w nocy już była przeczytana! Połknęłam niemalże na raz 373 strony! 😀
ALTO DOURO I PRODUKCJA PORTO
To właśnie w Alto Douro dzieje się akcja powieści. Przenosimy się w portugalską krainę winobrania, starych quint i pokoleniowej tradycji produkcji wina. Wielokrotnie roztacza się przed nami widok na rzekę Douro i na porośnięte winoroślą wzgórza. W zależności od pory roku obserwujemy jak z nieba siąpi deszcz albo jak praży słońce, które potrafi być niemiłosierne latem. Widzimy jak region ożywa wraz z okresem winobrania i jak zamiera w pozostałą część roku. Jesteśmy świadkami zbiorów i zaczynamy rozumieć, że Dolina Douro żyje swoimi tradycjami i legendami. Ludzie związani są z ziemią, z sekretami produkcji porto, z wielkimi posiadłościami. Rodziny mieszkające w regionie znają się z dziada pradziada i ustalają między sobą niepisane zasady.
Douro w całym swoim rozmachu. Dziękuję MT za podzielenie się tym zdjęciem i zezwoleniem na jego publikację. Adorei!
RODZINNA SAGA
W te dość surowe realia przybywa Sophie wiodąca wielkomiejskie życie w Londynie. Chce sprzedać ziemię przekazaną jej przez ojca. Zna Douro z lat dziecięcych, ale są to czasy dla niej zbyt odległe, by pamiętać jakimi regułami rządzi się region. Jest jednak bardzo zdeterminowana, gdyż pieniądze pozyskane ze sprzedaży, pozwoliłyby jej uniezależnić się od nieszczęśliwych rodziców i zamieszkać z ukochanym. Na miejscu okazuje się, że wszystko się komplikuje. Gabriela, babka i seniorka rodu, oraz wujek Leonardo, knują coś za jej placami. Nikt nie chce też wyjawić Sophie kim jest Horacio, którego grób ma za zadanie odnaleźć, gdyż jest to warunek, by otrzymać od ojca darowiznę. Gdy kupiec na ziemię znajduje się, nagle znika z niewiadomych przyczyn. Czy jest coś, co wszyscy ukrywają przed Sophie? Wynika z tego, że tak.
DLACZEGO WARTO PRZECZYTAĆ
Czarujące pejzaże Douro pozostają na długo w pamięci. Region rządzi się swoimi prawami, więc odkrywamy świat niewiele znany turystom i w dolinie zaczynamy czuć się jak u siebie w domu. Autorka zadała sobie wiele trudu, by napisać powieść. Kontaktowała się z licznymi osobami, przebywała w Alto Douro w czasie zbiorów, udało jej się poznać ludzi związanych z regionem od stuleci. Odbyła więc niebywałą drogę, by książka stała się wiarygodnym odzwierciedleniem życia w tej części Portugalii. Po przeczytaniu marzy się, by tam pojechać i tego wszystkiego doświadczyć. Dla mnie dużym atutem są pojawiające się niekiedy językowe wtrącenia, które nadają powieści jeszcze bardziej realistycznego portugalskiego wydźwięku. Także mamy przerwę na „pingo” (czarna kawa z kroplą mleka), gryzą nas „melgas” (komary), po Douro płyną „rabelos” (charakterystyczne łodzie do przewozu beczek z porto), itp. No i oczywiście książka nie byłaby tak wciągająca, gdyby nie intryga, miłość i tajemnica. 🙂 Czyta się gładko i do końca chce się więcej. Pełny relaks. 😀
Podsumowanie mojego wywiadu z autorką u mnie na blogu.
CO NA MINUS
Myślę, że autorka popadła w pewne schematy pisząc „Ostatnie fado” i „Portugalkę”. Jeżeli ktoś zna jedną z tych książek i zaczyna czytać drugą, to zauważa podobieństwa: obie powieści biegną dwutorowo, bohaterka dostaje określone zadanie do wykonania w odległym kraju, niejasne są losy kogoś z rodziny. Czytając uważnie „Portugalkę” można się domyślić stosunkowo szybko finalnego rozwiązania i zależności między postaciami. Nie będę jednak tutaj wyjawiać tajemnicy, bo mimo tego jest przyjemność w utwierdzaniu się, że dobrze rozszyfrowało się zawikłane losy rodu. Czasami też denerwowała mnie postać Sophie, która zwłaszcza pod koniec książki, ma dla wszystkich złotą radę pt. „jak żyć” lub „co robić”. Niektóre sceny wydały mi się kiczowate np. rozdział w Londynie, gdy Sophie spotyka się z P. po pierwszym wyjeździe do Portugalii. Ten rozdział mógłby dla mnie w ogóle nie istnieć.
Uważam jednak, że na odprężenie się, na zimę, na zatęsknienie za Portugalią, książka super. Choć nie jest to wielka literatura, to tego właśnie ostatnio mi brakowało: by do rana wciągnęła mnie lektura.:-) Na zimę wprost idealna propozycja!
A jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:
Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:
Funkcja trackback/Funkcja pingback