Chciałabym krótko podsumować sobotnie spotkanie z Iwoną Słabuszewską-Krauze w Tasca Ruczajnik w Krakowie i delikatnie odsłonić kulisy wywiadu, których kamera nie zarejestrowała. Zacznę od tego, że chociaż wszystko ostatecznie poszło świetnie i naprawdę solidnie się przygotowałyśmy, to przeddzień nagle zaczęło mi się wszystko sypać. Mojego najstarszego syna zaczęła niespodziewanie boleć noga. Okazało się, że ma zapalenie stawu kolanowego. Nagle nie miałam też z kim zostawić chłopaków, bo u teściowej w domu rozszalała się angina. Wieczorem montując sprzęt mój mąż zorientował się, że nie mamy kabelka, który potrzebny będzie do mikrofonu i nie wyczarujemy go w drodze, bo ani w Katowicach ani w Krakowie w sklepach stacjonarnych nie jest dostępny. Koniecznie potrzebowałam tych mikrofonów, bo wiedziałam, że wywiad odbędzie się na zewnątrz i podczas nagrania nie będzie mnie ani pisarki słychać, jeżeli nie skorzystamy z dodatkowego nagłośnienia.

Tego typu fantastyczny sprzęt na sklepmuzyczny.pl

Wybrnęliśmy ze wszystkiego cudem. Jak zwykle w moim życiu pojawili się dobrzy ludzie, którzy po prostu pomogli. Mój mąż ma tutaj nieocenione zasługi jako osoba obsługująca sprzęt. W stosie niby niepotrzebnych już nam kabli znalazł odpowiedni, który rozwiązał problem nagłośnienia, chociaż sam uważa, że to aż nieprawdopodobne, że nadał się właśnie ten kabel. Nasza opiekunka, która miała wcześniej zaplanowane wesele na sobotę, nie poszła na nie i z chęcią została z chłopakami na cały dzień. Do tego jako studentka medycyny uspokoiła mnie, że zapalnie stawu kolanowego u dziecka to często objaw powirusowy i jeszcze skonsultowała to z chirurgiem dziecięcym. Zuch dziewczyna! Na dodatek szwagierka zaoferowała się, że też wpadnie do chłopców, by trochę odciążyć opiekunkę…Czemu Wam to wszystko piszę?  Może po to, by pokazać, że to nie jest tak, że wszystko w życiu jest tak idealne jak to się przedstawia w social mediach i że są wokół  dobrzy ludzie gotowi nas wesprzeć. Chcę być też dla Was autentyczna i dodać Wam otuchy, że mimo trudności, warto próbować i działać!

Histeryczny piątek przeszedł w niebywale spokojną sobotę. Do Krakowa przyjechaliśmy dużo przed czasem i zdążyliśmy nacieszyć się jeszcze kawą i słodkościami. W moim wypadku wybór padł na “baba de camelo” i choć deser jest dla mnie zawsze za słodki, to tym razem potrzebowałam takiego mocnego cukrowego dopingu. Sprzęt rozstawiony, próby porobione, czekamy na gości i autorkę. Poznaję jeszcze właścicielkę lokalu, panią Karolinę, jednak ponieważ jest to chwilę przed wywiadem, to nie mamy okazji dłużej porozmawiać. A tymczasem jest i ona! Autorka Lalki z Lizbony, Portugalki i Ostatniego fado – Iwona Słabuszewska Krauze. Nie wiem jak to jest, ale są takie osoby, które nie tworzą dystansu, mają wokół siebie aurę radości, spokoju i chce się z nimi zwyczajnie pobyć. Taka jest właśnie Iwona. Zero pisarskiego nadęcia czy rozbuchanego ego, które nieraz się wyczuwa przy okazji literackich spotkań… Za to wielka pasja i zachwyt Portugalią od wielu, wielu lat. Myślę, że dało się to odczuć podczas wywiadu, który możecie obejrzeć póki co na moim Instagramie i fanpage. Ze względu na rozmiar pliku nie jestem w stanie go tu załączyć. Gdy już stworzę kanał YouTube, to wtedy na pewno się tu znajdzie.

A ponieważ miłość do Portugalii bardzo łączy ludzi, to po wywiadzie zasiedliśmy do obiadu i z przyjemnością kontynuowaliśmy opowieści polsko-portugalskie… I pewnie zleciałoby nam do bardzo późna, gdyby nie fakt, że każde z nas już miało dalsze zobowiązania w niedzielę i czas był ruszyć w drogę powrotną. Kilka zdjęć, beijinhos i do następnej książki! 🙂

Dajcie znać czy podobał Wam się wywiad, co byście zmienili, dodali, jakie są Wasze wrażenia.

A jeśli podobał Ci się ten wpis, to:

A także do sklepu, jeżeli interesują Ciebie materiały do nauki języka portugalskiego.

Até à próxima!