Zastanawiałam się czy umieścić taki typ wpisu na blogu i nawet nie tyle ze względu na to, że ktoś się może zbulwersuje albo przestanie śledzić moje wpisy, ale właśnie dlatego, że temat śmierci jest niezgrabny, nieforemny i nie pasujący do social mediów, gdzie wszystko płynie lekko i przyjemnie donikąd. Oczywiście tytuł: „Porozmawiajmy o śmierci jak o życiu” jest przewrotny, bo śmierć jest jak najbardziej częścią życia i nie ma życia bez śmierci. No właśnie… ale w naszej codzienności wypieramy myśl o śmierci i konfrontujemy się z nią dopiero, gdy umrze nam ktoś bliski . O swojej śmierci też mało myślimy. Czy śmierć w Polsce jest tematem tabu? Dlaczego warto rozmawiać o śmierci? Co to jest dobra śmierć?

Inspiracją do tego wpisu stała się książka Michaela Hebba: „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji”, którą czytam. Jeszcze jej nie skończyłam, więc nie wiem do końca czy polecam, ale na pewno już teraz w trakcie jej czytania przyszło do mnie kilka pytań „spoza pudełka”. Patronem wydania jest Fundacja im. ks. Jana Kaczkowskiego (onkocelebryty i twórcy hospicjum w Pucku).

POROZMAWIAJMY O ŚMIERCI PRZY KOLACJI

W USA nie rozmawia się o śmierci z bliskimi, a na określenie, że ktoś zmarł używa się eufemizmów w stylu: „odszedł od nas”, „poszedł do nieba”, „spoczywa w pokoju”. Udawanie, że śmierci nie ma i życie w złudzeniu, że jesteśmy superbohaterami, których czas się nigdy nie kończy, zmęczyło autora książki „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji”, Micheala Hebba. Zapoczątkował on fenomen gromadzenia się na kolacjach, których tematem jest umieranie. Uczestnicy znają się lub nie. Ponieważ temat jest trudno „dotykalny” i wywołuje napięcie konieczne jest, by kolacja była biesiadą, w której przygotowywanie każdy się angażuje. Podaje się proste potrawy. Jedna z osób (na ogół gospodarz) moderuje rozmowę przy stole. Na początku każdy wznosi toast za zmarłą osobę i coś o niej opowiada. Potem scenariusz toczy się sam. Przychodzi moment, że bariera tabu pęka i zgromadzone osoby dają ujście swoim przeżyciom związanym ze śmiercią bliskich. Niekiedy oddają się wodzom fantazji i dyskutują o własnej śmierci. Kolacje mają na celu oswojenie tego tematu, przywrócenie go „do życia”, sprawienie, by stał się bardziej naturalny. W Polsce kolacje o śmierci prowadzi dziennikarka Krystyna Romanowska. Hebb jednak zachęca byśmy sami zorganizowali taką kolację dla bliskich lub/i znajomych.

PO CO ROZMAWIAĆ O ŚMIERCI?

Tak naprawdę powodów jest wiele. Po pierwsze może się zdarzyć tak, że gdy zaskoczy nas nasze umieranie, to nie będziemy świadomi, a nasi bliscy na tyle zdezorientowani, że umrzemy nie tak jak byśmy chcieli np. w szpitalu (aż 80% Amerykanów umiera w tym miejscu i jedynie 20% w domu). Hebb słusznie podkreśla, że na tak ważne uroczystości jak ślub, chrzciny, komunia św., etc. pieczołowicie się przygotowujemy, a na swój pogrzeb już niewiele. Innym argumentem jest, że smutek i żal po stracie wykorzystują zakłady pogrzebowe. Niekiedy naciągają one na usługi, których normalnie byśmy nie kupili, a tym bardziej nie chciałby ich nasz zmarły. Nie bez znaczenia jest też w jakim obrządku będziemy chowani i czy np. chcemy być skremowani. Takich detali może być więcej (muzyka, czy ktoś ma przemawiać, pogrzeb ze stypą czy bez, itp.).

Rozmowa o śmierci skłania często do wyznań, na które na co dzień byśmy się nie zdecydowali. Mam tutaj na myśli docenienie kogoś, powiedzenie, że się wybaczyło, że się kogoś kocha, że ktoś jest dla nas ważny. Świadomość śmierci pozwala lepiej żyć i dokonywać lepszych wyborów. Wiemy, że jest koniec i w naturalny sposób się z nim oswajamy, by w codzienności dawać z siebie to, co najlepsze. Poza tym, jeżeli tematu śmierci w rodzinie się nie unika, to łatwiej będzie porozmawiać o niej z krewnymi, gdy ktoś umrze. Trudno jest nagle otwarcie porozmawiać na tak ważny temat, jeśli nigdy wcześniej nie istniał w rozmowach.

DO ZASTANOWIENIA

Poniżej podaję przykładową listę pytań związanych ze śmiercią. Można je wykorzystać także przy okazji tematycznych kolacji.

  • Zostaje Ci 30 dni życia. Jak je spędzasz?
  • Planujesz swój własny pogrzeb. Jak on wygląda?
  • Co uznajesz za nadmierną interwencję medyczną pod koniec życia?
  • Czy wierzysz w życie pośmiertne?
  • Czy jesteś dawcą organów?
  • Czy masz spisany testament, oświadczenie woli pro futuro, przygotowane konieczne pełnomocnictwa, jeśli nie, to dlaczego?
  • Jak wygląda dobra śmierć?
  • Co chcesz, by ludzie mówili na Twoim pogrzebie?
  • Jak długo powinna trwać żałoba?
  • Jak chcesz zadysponować swoim ciałem?
  • O ile przedłużyłbyś swoje życie?
  • Ile chciałbyś żyć?
  • Co chcesz po sobie zostawić?
  • Czy chcesz mieć wyprawianą stypę?
  • Co byś wybrał na ostatni posiłek?
  • Czy są rodzaje śmierci, o których w ogóle nie powinno się rozmawiać?
  • Jak radzisz sobie/ poradziłeś sobie ze śmiercią kogoś bliskiego?
  • Czy pamiętasz, co gotowała dla Ciebie nieżyjąca już osoba?

To ostatnie pytanie mnie bardzo zaciekawiło, bo nigdy o nim nie myślałam. Okazuje się, że często kojarzymy osobę z jedzeniem jakie dla nas przygotowywała. Na ogół nie są to jakieś skomplikowane potrawy. To mogą być wielopiętrowe kanapki, mus jabłkowy, zupa pomidorowa. Warto pomyśleć o tym, by za życia bliskich nam osób wziąć od nich przepis na nasze ulubione dania. Może to dziwne, ale podobno jest tak, że po ich śmierci jest to sposób na choćby delikatne uśmierzenie tęsknoty i niejako przedłużenie wśród nas życia tych zmarłych osób. Niejednokrotnie słyszałam: „Takie ciasto robiła moja babcia”, „Wujek robił pyszną dziczyznę”, „To przepis dziadka”. Przyznam szczerze, że odkąd to przeczytałam, zamierzam popytać bliskich o przepisy. Tym bardziej, że rzeczywiście tak jest, że gdy pomyślę o konkretnych osobach, to od razu otwierają mi się wspomnienia o ich najlepszych daniach (ciasto maliniak, konfitura lipcowa, pyzy na parze, zupa ogórkowa, kiszone ogórki).

Choć rzeczywiście uważam, że śmierć to temat tabu i jak to określiła pięknie moja przyjaciółka: „ludzie wolą eskapizm i takie jego przejawy jak konsumpcjonizm”, to wydaje mi się, że jeszcze nie jest tak źle jak w USA i przy takich okazjach jak choćby święto Wszystkich Świętych bąkniemy sobie (może nieśmiało, ale jednak) co nieco o śmierci. Sądzę, że inaczej jest na wsi i w miastach, wśród młodych i wśród starych. Uważam, że na wsi w Polsce jest jeszcze zachowana pewna etapowość życia i fakt, że dzieli się ono na segmenty: narodziny, młodość, dorosłość, wiek dojrzały, starość, śmierć. Moi dalecy krewni mieszkający na wsi wrzucają co tydzień 5 zł do skarbonki nie na wakacje, ale na swoją stypę i mówią o swojej śmierci żartem. (W sumie nie wiem czy to jest żart, ale słyszałam, że mają trumnę wymierzoną na strychu…trochę mniejszą, bo wiadomo, że im człowiek starszy, tym mniejszy! Szok!). Stąd sądzę, że starsi ludzie inaczej patrzą na swoje odchodzenie. Młodzi są młodzi i perspektywę upływającego czasu widzą inaczej. To jest oczywiście moje zdanie, nie mam na to danych ani statystyk.

Wiem, większy kaliber, ale może warto się zastanowić? Stwierdziłam, że jeżeli tak bardzo się waham, by o tym napisać na blogu, to jest to temat, który trzeba poruszyć, bo to znaczy, że sama mam pewne blokady związane z rozmową o śmierci. Macie jakieś uwagi do tego wpisu? Śmiało dajcie znać w komentarzach!

Zapraszam, by polubić fanpage! Dziękuję bardzo!

P.S. Zdjęcia: z drogi do Santiago de Compostela (Hiszpania), pozostałe Portugalia (Lizbona).