Ile emocji! Popołudnie i wieczór wzlotów i upadków. 🙂 Koncert Marizy to miała być nasza randka. Wiedziałam, że tego dnia Adam, mój mąż, będzie w Poznaniu, więc stwierdziliśmy, że dojadę z Kalisza autobusem i akurat zdążymy na 19nastą na salę koncertową w MTP (Sala Ziemi). Jak to często bywa życie lubi się z naszych planów trochę pośmiać i tym razem zaśmiało się tak głośniej.:-) Autobus miał kosmiczne opóźnienie i już wiedząc, że na pewno na nic nie zdążymy, jeśli wysiądę w Poznaniu, doszliśmy do wniosku, że spotkamy się na trasie. Adam odebrał mnie koniec końców w Kórniku, ale i tak błagałam Marizę i resztę publiczności, by się spóźniła. Wszędzie biegliśmy – z parkingu na piętro MTP, do właściwych drzwi, do toalety. Byliśmy ostatnimi wchodzącymi na salę. Jeszcze zdążyliśmy siebie nawzajem zgubić i obsługa widząc, że jestem zdezorientowana, chciała mi pomóc. Na moją odpowiedź, że szukam męża, od razu trzech panów się zaoferowało… 😀

FADO CZAS ZACZĄĆ

Weszliśmy idealnie: skończyły się wstępne przemowy i zaraz miał zacząć się właściwy koncert. Trafiliśmy też na ostatnie zdanie, że to pierwszy raz Marizy w Poznaniu! Była 19:35! Rozejrzałam się po sali i ze zdumieniem stwierdziłam, że raczej należymy do bardzo młodej części publiczności. Obok nas i przed nami siedziały pary, rzekłabym, 70+! Z jednej strony, uważam, że świetnie, że starsi ludzie chodzą na koncerty, z drugiej, gdy przyszło do zabawy i śpiewania z Marizą, to dziwnie się czułam z osobami, które sztywno siedzą w fotelach i zdają się ledwo słyszeć. 🙂 Także następnym razem zabieramy przyjaciół. 😀 Niemniej, sala pełna. Adam wyliczył między 1500-2000 osób, ale nie czuło się tego w ogóle, że jest nas tak dużo.

Zaczęło się zaskakująco, bo instrumentalnym intro. Taki wstęp pozwolił na zbudowanie napięcia. Wyczekiwaliśmy momentu, gdy artystka pojawi się na scenie. I oto jest i ona! Mariza! W przepięknej długiej sukni koloru gołębiego błękitu. Oczywiście była także na obcasach! Wyglądała przepięknie! Przywitała się z nami wszystkimi i już po portugalsku zapytała czy są Portugalczycy na sali. Odezwało się kilka głosów. Mariza przeprosiła za to, że nie będzie mówiła w ich ojczystym języku, ponieważ większość zaproszonych gości nie rozumie portugalskiego. Myślę, jednak, że było im miło, że zwróciła się bezpośrednio do nich. Dużą uwagę poświęciła też docenianiu muzyków i ekipie obsługującej, których kilkakrotnie podczas koncertu przedstawiała i kazała oklaskiwać. 🙂

REPERTUAR

Podczas koncertu usłyszeliśmy utwory ze wszystkich płyt artystki. Od pierwszej piosenki, którą Mariza zaśpiewała wiedziałam, że to będzie fantastycznie ekspresywny koncert. Bez porównania jest słuchanie Marizy na żywo a na słuchawkach. Magnetyzowały jej interpretacje, przeżywanie każdej melodii, całkowite oddanie muzyce na scenie (nota bene takie wariacje musiały kosztować artystkę mnóstwo energii). Pierwszą piosenką, którą zaśpiewała była, jeśli się nie mylę, melodia „Meu fado meu”. Początkowo Mariza oscylowała wokół romantyczno – nostalgicznych utworów. Zresztą takie przede wszystkim jest fado: nieszczęśliwe i tęskne, ale przecież nie tylko. Mariza urzekła swoim „Quem me dera”, rozpaczliwym „Semente viva” i morną „Beijo de saudade”. Przy okazji dowiedziałam się, że ta ostatnia, morna, tradycyjnie z Zielonego Przylądka, jest spokrewniona z portugalskim fado. Mariza sama przyznała, że afrykańskie korzenie, wybrzmiewają w jej twórczości. Zauważyła też, że w przyszłym roku upłynie 20 lat odkąd śpiewa na scenie i ze wzruszeniem zaśpiewała „Oração”, piosenkę, do której napisała słowa. Z poczuciem humoru potraktowała także bardzo znane fado: „Chuva” nazywając ten utwór „but song”, ponieważ, jeżeli brakuje go w repertuarze koncertu, to uczestnicy potem piszą na platformach internetowych, że koncert był dobry, ale… zabrakło, no właśnie, „Chuva”. 🙂 Także „Chuva” musiała być!:D

MARIZA I PUBLICZNOŚĆ

Do pewnego momentu to raczej Mariza opowiadała o sobie i o śpiewanych melodiach przysiadując w przerwie między utworami na wysokim krześle. Jednak przyszedł punkt zwrotny, gdy przestaliśmy być słuchaczami, a zmieniliśmy się w czynnych uczestników koncertu. Artystka trochę się z nami droczyła, bo niemrawo wypadły pierwsze nasze próby śpiewania i klaskania razem z nią. Powtarzała nam zatem: „Don’t be shy”, a w końcu, żeby nas ośmielić kazała w ogóle zgasić światło tak, żebyśmy my jej nie widzieli i ona nas właściwie też nie. 🙂 Może trochę podziałało na co niektórych. Potem z kolei podśmiewała się z tych, którzy z założonymi rękami patrzą dziwnie na sąsiada obok, który śpiewa, no bo przecież na koncercie…nie wypada?! Także przyznam, że pośmialiśmy się i widać, że Mariza też się doskonale przy tym bawiła! Hitem stała się „Trigueirinha”. Ta piosenka bardzo dla mnie zyskała po tym koncercie. Interpretacja artystki utworu powaliła mnie! Mariza kazała nam odpowiadać „trigueirinha” po tym, gdy ona zaśpiewa „bato fado”. My jako publiczność nigdy się nie wyrabialiśmy. Dowiedziałam się też kim jest właściwie „trigueirinha”, bo przedtem nie wiedziałam. To zdrobnienie od „trigueira”, dziewczyny z południa Portugalii, na ogół z Alentejo, która ma czarne włosy i podobny do Cyganek ciemniejszy kolor skóry. Oczywiście nie mogło zabraknąć piosenki „Rosa branca”, przy której również zostaliśmy zaproszeni do śpiewania fragmentu: „Colha a rosa branca Ponha a rosa ao peito”. Wypadliśmy słabo w asystowaniu artystce, ale właśnie to było najzabawniejsze!:) Cudownie, że podczas utworu pojawiły się białe róże od kogoś z sali! Już wcześniej Mariza też dostała kwiaty.

BISY
Prawdziwy szał zaczął się jednak na bisach. Nie chcieliśmy Marizy wypuścić z sali. Po długich owacjach na stojąco Mariza wyszła i to było jeszcze do przewidzenia, ale to, co nastąpiło później, już mniej. Mariza zapytała się nas, co byśmy chcieli, aby zaśpiewała. Powiedziała, że to, że pyta publiczność o piosenkę raczej na jej koncertach się nie zdarza, ale dzisiaj zrobimy wyjątek. Poprosiliśmy o utwory „Alfama” i „Alma”. Wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko: ktoś podbiega do sceny i robi artystce zdjęcie z żabiej perspektywy, Mariza wchodzi w tłum, Mariza rozmawia z kimś z publiczności, Mariza podchodzi do rodziny, która poprosiła o „Almę”, wita się z dziewczynką, Mariza przechadza się w głąb sali (ktoś z ekipy podświetla jej drogę latarką), ktoś podbiega do artystki i przytula ją. Jest jakaś zbiorowa histeria, Mariza wędruje, podbiega do niej ochrona, ale ona każe im się oddalić. Na „Gente da minha terra”, płaczę. Po prostu najpierw to piękne hiszpańskojęzyczne wykonanie „Almy” wśród tłumu, potem wyznanie ciągle wśród publiczności, że my też jesteśmy częścią tych ludzi z „jej ziemi”, że dziękuje nam, że tu przyszliśmy zrozumieć jej kulturę i język, że gdzieś na końcu wszyscy mamy ze sobą coś wspólnego…A do tego Mariza stoi 2 metry ode mnie i śpiewa. Przyznam, że na samo wspomnienie tamtych emocji, wzruszam się. Dziękuję życiu, że dało mi ten moment.

P.S. Mam wieści z Torunia, gdzie Mariza wystąpiła 27.10! Podobno było równie wyjątkowo! A zza kulisów dowiedziałam się, że Mariza mnóstwo słodzi i ma uczulenie na imbir! 😀 Zdjęcia z Torunia znajdziecie tutaj.

Kto z Was był na koncertach w Gdańsku, Poznaniu lub Toruniu? Dajcie znać jak było!

Jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:

Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:

Beijos e até já!

Ania