Jak wiecie marzenia się spełniają! Naprawdę wierzę, że gdy o czymś mówimy i tego bardzo chcemy, to rzeczywistość przybliży nam to prędzej czy później. Tak było i tym razem! Od jakiegoś czasu wspominałam różnym osobom, że moim marzeniem jest obserwacja delfinów w ich naturalnym środowisku. Wydawało mi się to trochę nierealne, ale mimo to bez wahania wymieniałam zobaczenie delfinów na wolności jako jedno z moich marzeń… I pewnego dnia…
DELFINY W PORTUGALII
W mojej skrzynce pojawił się zaskakujący mail! Mój mąż powitał mnie w nim biletami na rejs łódką pod Lizboną podczas którego oceanolog Francisco dawał 90% szans na zobaczenie delfinów! I może nie byłoby to nawet takie dziwne, gdyby nie to, że moja wiedza o Portugalii pozwalała mi myśleć, że zobaczenie delfinów w tym kraju możliwe jest jedynie na portugalskich wyspach, ewentualnie w Algarve lub w rzece Sado. Zwłaszcza Setúbal położony właśnie nad wspomnianą wyżej rzeką jest znany z rejsów łódką podczas których można oglądać delfiny w Portugalii kontynentalnej. Mało tego! Miasto ma nawet muzeum poświęcone delfinom (Centro Interpretativo do Roaz do Estuário do Sado w Casa da Baía). Nie powiem, bo już wcześniej interesowałam się tematem i wiedziałam, że za ok. 35 euro można popłynąć w taki rejs na rzece Sado. Strony jednak mało informowały o tym ile osób jest na takim statku i jak się dostać z Lizbony do Setúbal nie marnując pół dnia na dojazd i bez wynajęcia samochodu…Odpuściłam więc sobie póki co „sprawę delfinów”.
DELFINY Z LIZBONY
Adam, mój mąż, podekscytowany opowiada mi, że będziemy płynąć super łodzią do tego w kilka osób (ostatecznie było nas sześcioro). Czuję dreszczyk emocji, bo łódź, choć podobno niezatapialna i używana do akcji ratunkowych, zdaje mi się wersją bardziej wysublimowanego pontonu. Miejscem spotkania jest Doca de Santo Amaro zaraz przy moście 25 de Abril. Na początku jednak odrobina bardzo portugalskiego zamieszania. Francisco nie dostał potwierdzenia o naszej płatności (koszt 60 euro/osoba) i w ogóle nie wiedział, że zdecydowaliśmy się na wyprawę! Tłumaczymy, że kupiliśmy bilety przez stronę ECCO Ocean. Podjeżdża po nas zakłopotany autem wraz z jeszcze jedną pasażerką, dziewczyną z Nowej Zelandii, i informuje nas, że dzisiaj płyniemy z Cascais. Pierwsze nieporozumienie szybko odchodzi w niepamięć. Po kilku minutach wiadomo już, że Francisco jest pasjonatem. Tym samym zaczynamy żyć światem delfinów, orek, wielorybów, ptaków wodnych, a w drodze powrotnej także i dinozaurów. Mam dużą nadzieję na to, że dzisiaj zobaczymy delfina, chociaż wyobraźnia już mi podsuwa kolejne obrazy. Podobno wczoraj widzieli wieloryba! Do tego koniec września i początek października to najlepszy czas na obserwację orek w tym rejonie! Tego jeszcze nie było! Orki płyną w tym czasie z Gibraltaru za tuńczykiem. Wiadomo już, że z Gibraltaru wypłynęły, ale o stadzie ślad zaginął. Może tej nocy przepłynęły już głębinowe mile i zobaczymy je tutaj? Francisco bardzo w to wierzy.
NA ŁODZI
Wsiadamy na łódkę motorową. Jest ładna pogoda, ale oprócz kamizelek ratunkowych, dostajemy ciepłe kurtki. Zaraz się okaże, że to nie przesada nawet w tak słoneczny dzień. Francisco widząc moją minę jeszcze raz zapewnia mnie o bezpieczeństwie łodzi. No dobra, ale przecież można z niej dotknąć wody! Skąd mam pewność, że się nie przekoziołkujemy? Na dzisiejsze obserwowanie delfinów wybiera się nas sześcioro i do tego aż trzy osoby z załogi. Dwóch przewodników i kapitan łodzi. Wypływamy z mariny podekscytowani. Woda jest spokojna i kołysze się leniwie, inne okręty przycumowane są do brzegu, mało kto wypływa o tej porze. Musi być wciąż przed 10:00. Wraz z wypłynięciem z mariny motorówka raptownie przyspiesza i uderza mnie ostre gwałtowne morskie powietrze. Nie mogę złapać tchu. Obracam się do Adama, ale nie jestem w stanie nic powiedzieć. Słyszę jedynie świst w uszach, dławię się podmuchami wiatru… Bełkoczę coś niezrozumiale i sięgam po kurtkę. Jest mi po prostu zimno! Do tego dochodzi bezmiar oceanu i jak dla mnie wysokie dwumetrowe fale… Jestem oszołomiona wodą, jej masywnością, zalaniem krajobrazu ze wszystkich stron…Boję się, ale jednocześnie czuję respekt wobec sił natury… Po chwili przywykam do wszechobecności wody, a nawet do kołysania łódki. Trzymam się mocno siedzenia i przełamuję się… Zaczyna mi się podobać! Już samo bycie otoczonym bezmiarem wody jest przygodą. Do tego ta uderzająca cisza, a właściwie cisza w jednostajnym szumie morza! Ach! Ach! Ach!
Łódź zwalnia. Przez dłuższą chwilę nic się nie dzieje, woda jednostajnie uderza o motorówkę, wkrada się nuda w monotonnym rytmie fal …Aż tu nagle…
DELFINY
Zastanowiam się czy mój okrzyk je spłoszył, ale nie potrafiłam ukryć zachwytu: „Oh, my God! Look! Woooooow! There they are!” Mieszkanka Nowej Zelandii zareagowała w ten sam sposób. Także nasz damski duet wiwatował na kadłubie jak oszalały! Z wrażenia nie potrafiłam w telefonie znaleźć opcji aparatu. Nasz Francisco dostrzegł rodzinę delfinów z daleka. Było ich czworo: samiec i samica i dwoje dzieci. Przyjacielsko podpłynęły do łodzi. Wcześniej Francisco nas pouczył, że nie możemy ich dotykać nawet jeśli będą na dosłowne wyciągnięcie ręki. Małe delfiny są zainteresowane łodzią, bo za wiele ich w swoim życiu jeszcze nie widziały. Duże trzymają się bardziej na dystans. Francisco wyjaśnia, że ssaki mogą żyć nawet 40 lat. Młode osobniki, które widzimy nie mają pewnie i 10-ciu. Francisco próbuje tłumaczyć nam charakterystykę ich kolorystyki, ale skaczą tak szybko, że nie mogę się połapać w beżowych, białych, szarych i czarnych plamach. Z delfinami możemy pozostać około 20-30 minut, takie są przepisy. Odpływamy i czekamy na więcej. Tymczasem Francisco podchodzi do Adama i coś zaczyna mu żywo tłumaczyć. Wtedy widzę, że mój mąż jest po prostu zielony na twarzy i domyślam się co to znaczy… Choroba morska! O nie! Dziewczyna z Nowej Zelandii przeżywa to samo i informuje nas, że właśnie będzie wymiotować za burtę. Gdy ma się na statku mdłości należy wstać, kołysać się wraz z łodzią, patrzeć prosto w horyzont i najlepiej zająć czymś myśli. Ktoś z płynącej ekipy proponuje nam kandyzowany imbir podobno dobry na takie dolegliwości. Nikt nie jest w stanie czegokolwiek teraz przełknąć. Adam stosuje się do zaleceń i chociaż nie wymiotuje, to już do końca rejsu będzie blady jak ściana i trochę nieobecny. Za to ja czuję się świetnie i wypatruję delfinów, ptaków, orek lub wielorybów. Żałuję, że nie mam lornetki. Widoczność jest idealna, woda błyszczy się od promieni słonecznych jak srebro. I tak! Widzę je! To duża gromada! Pokazuję palcem, Francisco też już nawołuje, łódź zmienia kierunek. Tak są! Okazuje się, że to jeden dorosły osobnik i całe stado młodych delfinów. Nasz przewodnik mówi nam, że właśnie spotkaliśmy przedszkole. 🙂 Jestem oczarowana i już spokojniej reaguję na każdy wyskok delfina, jego zniknięcie pod łódką czy wynurzenie się przy krawędzi łodzi. Teraz jest inaczej, bo delfinów jest dużo i co chwilę któryś pląsa a to po jednej, a to po drugiej stronie. Czuję radość i zachwyt nad naturą. Rejs jak z National Geographic! 😀
POWRÓT NA LĄD
Gdy już nacieszyliśmy się widokiem pluskającego się obok nas stada, czas było wracać. Rejs trwa około 2h. Widzieliśmy już delfiny, więc nasz przewodnik stwierdził, że popłyniemy teraz wzdłuż wybrzeża. Przyznam, że przyjęłam to entuzjastycznie. Zobaczenie lądu od Cabo da Roca po Cascais od strony oceanu, to przecież zupełnie inna perspektywa. Francisco i tutaj zademonstrował swoją rozległą wiedzę, tym razem w dziedzinie geologii. Podziwiamy klify, wiatr świszcze w uszach, motorówka znowu przyspiesza. Wpływamy do mariny. Jestem zadowolona! To jedno z tych doświadczeń, które zdecydowanie zostanie mi w pamięci do końca życia! Francisco jest bardzo miły i odwozi nas autem do Lizbony. Okazuje się, że na życzenie klientów wozi ich także do wspomnianego już tutaj Setúbal. Podczas powrotu Francisco serwuje nam quiz na temat delfinów i orek. Trzeba się trochę nagłówkować. Adam zmęczony zasypia na tylnym siedzeniu. Woda wyciąga, wiatr nas owiał, wracamy opaleni i szczęśliwi. Do następnego razu! 😀
Jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:
Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:
Beijos e até já!
Ania
Funkcja trackback/Funkcja pingback