DLACZEGO WARTO POJECHAĆ DO SESIMBRY?
Do Sesimbry jeździ się głównie by plażować oraz zjeść świeże ryby i owoce morza. Miasteczko ma bujną przeszłość. Założyli je Rzymianie, w średniowieczu Maurowie zbudowali tu warownię górującą nad miastem. Sesimbra od zawsze była ważnym portem handlowym i dzięki swojemu nadmorskiemu położeniu pełniła strategiczne funkcje obronne. Dzisiaj miejscowość kojarzy się głównie z plażowaniem, rybołówstwem i knajpkami, do których przyjeżdża się na rybkę i na inne morskie stwory:D Można tutaj także nurkować (punkty dla nurków znajdują się w części za portem) lub wędrować w Parque Natural da Arrábida.
Z LIZBONY DO SESIMBRY
Lizbończycy lubią wybierać się do Sesimbry, bo jest ona położona niecałą godzinę od gwarnej stolicy, a ma cechy letniego kurortu. Miasteczko znajduje się w Parque Natural da Arrábida, więc otacza je charakterystyczna niskopienna zieleń, która nadaje okolicy wyjątkowej sielskości. Sesimbra nie jest pełna przepychu tak jak Cascais, które znajduje się jeszcze bliżej Lizbony i które także jest znane ze swoich plaż. Trochę obdrapana i skromna Sesimbra przez swoją prowincjonalność i prostotę jest totalnie urocza i przyjazna dla wszystkich przyjezdnych.
JAK DOJECHAĆ Z LIZBONY DO SESIMBRY
Plan pojechania do Sesimbry zrodził się spontanicznie. Są moje urodziny i chcę je spędzić z dala od intensywności miasta. Sprawdzamy transport do Sesimbry. Z Lizbony dostępny jest autobus 3721 z Sete Rios albo opcja Uber/Bolt. Chcemy jechać samochodem, więc wybieramy Ubera. Droga do Sesimbry zajmie nam 45 min, droga z Sesimbry już 1:15, bo akurat trafiamy na wieczorne korki na moście 25 de Abril. Cena za Ubera „z” i „do” też różni się w zależności od dostępności kierowców. Jedziemy i trudno mi wysiedzieć w aucie tak się cieszę: już same widoki z mostu 25 de Abril warte są wyjechania na chwilę z miasta.:)
PLAŻE W SESIMBRZE
Sesimbra rozciąga się wzdłuż wybrzeża, więc na plażę nietrudno trafić. Jedna plaża to właściwie dwie: Praia da Califórnia i Praia do Ouro. My spacerujemy najpierw w stronę klifów plażą Praia da Califórnia. Jest przypływ i woda wdziera się raptownie na brzeg. Mimo, że to listopad, słoneczko przyjemnie muska nam twarze. Portugalczyków na plaży jest niewielu, na spacery jesienno-zimowe wolą deptak nad plażą. Latem jednak może być tu tłoczno patrząc na gigantyczny 5gwiazdkowy hotel, który mijamy tuż przy brzegu. Docieramy do klifów, rozkładamy nasz „dobytek” i zwyczajnie rozkoszujemy się chwilą.
GDZIE ZJEŚĆ W SESIMBRZE
Wkrótce stajemy się głodni i pilnując portugalskich godzin obiadowych 12:00-15:00 zastanawiamy się nad wyborem restauracji. Po naszych przygodach w Tavirze, gdzie jak pewnie pamiętasz, nieźle daliśmy się naciągnąć i przepłaciliśmy, sugerujemy się opiniami z Googla i w ten sposób trafiamy do Cantinho da Regina. Jest tak jak powinno być. Lokalny folklor w pełni, trochę jak u cioci na imieninach: plastikowe stoliki, kolory średnio do siebie pasujące, kartą nie zapłacisz, do toalety pójdziesz tylko z kluczem, brakuje może jeszcze ceraty i… już wiesz, że tu dobrze zjesz. Pani obsługująca zatroskana jak matka, małże przewyborne, menu dostępne także po polsku. W miasteczku jest jednak więcej miejsc, gdzie można dobrze zjeść i do których widzieliśmy kolejki, mimo że to czas poza sezonem. Sugerowałabym się też Twoją lokalizacją przy wyborze restauracji. Cantinho da Regina jest bardziej od strony plaży Praia da Califórnia. Wiele dobrych knajpek jest w samym centrum miejscowości np. O Rodinhas. Z kolei np. dobrze oceniany Lobo do Mar jest zupełnie od innej strony, od strony portu.
PRAIA DO RIBEIRO DO CAVALO
Najpiękniejszym przeżyciem w dniu urodzin była wędrówka do położonej niedaleko Sesimbry dzikiej plaży – Praia do Ribeiro do Cavalo. Można tam dotrzeć tylko pieszo lub drogą morską tj. kajakiem, supem, łódką. Decydujemy się na marsz pełni wątpliwości. Niedługo zajdzie słońce, trochę trudno nam przewidzieć, ile zajmie nam wędrówka i jak dokładnie opisany jest szlak. Nie mamy zbytnio naładowanych telefonów i jak się później okazuje ,moglibyśmy mieć trochę lepsze buty, bo będzie dużo chodzenia w górę i w dół po kamieniach. Mijamy okolice portu i rozumiemy, że dalej szlak wiedzie żużlowaną drogą pod górę. Wspinamy się, podglądamy ludzi wypoczywających na dziko w kamperach i samochodach. Podziwiamy miasto, które zostało w tyle. Imponują widoki, w radość wprawia śpiew ptaków. Jest szokująca cisza. Oprócz śpiewu ptaków chyba tylko słychać naszą zadyszkę. Moment, w którym trzeba zejść na szlak i wejść w busz, jest oznaczony znakiem z nazwą plaży. Chwilę odpoczywamy i zastanawiamy się czy schodzić, bo robi się późno, a wędrówka z centrum miasta zajęła nam, no właśnie trudno powiedzieć, nikt nie spojrzał na zegarek. Może godzinę? Może mniej? Pojawia się jednak jakaś para, która zdecydowanie udaje się na szlak, on z gitarą, ona wyglądająca jak hipiska, ich widok dodaje mi animuszu. W dodatku dziewczyna robi nagle coś zupełnie niespodziewanego. Wiesza się na wystającej gałęzi drzewa i zaczyna się huśtać. No nie, trzeba żyć z fantazją! Jasne, że idziemy! Co jakiś czas między krzewami pojawiają się niewinne strzałki wymalowane sprayem wskazujące drogę. Docieramy tu. Widok jest bajeczny, niespotykanie intensywny turkus wody kontrastuje z chropowatą żółcią klifów, ogrom skał i oceanu wręcz osacza i dominuje. Do tego huk morza! Trwa przypływ, woda zadziornie odbiera każdy skrawek plaży. Jest moment szczęścia, moment totalnego oszołomienia majestatem natury. I nagle jakby bodźców było mało… spada krótki, orzeźwiający deszcz. Mam przed oczami najpiękniejszy urodzinowy spektakl jaki mogłabym sobie wymarzyć.
CO JESZCZE W OKOLICY
Zachód słońca zastał nas w drodze powrotnej. Dotarliśmy do końca żużlowanej drogi i stąd do Lizbony wróciliśmy Uberem. Następnym razem wzięlibyśmy pod uwagę także pobliski przylądek Cabo Espichel, gdzie można obejrzeć latarnię morską i opuszczony monaster nad samym brzegiem oceanu. Zawsze jest po co wracać.
Até já,
Ania