Wyjeżdżamy z Taviry około dziesiątej, by udać się na plażę – Praia do Barril. Jest luty, ale na policzkach czuć przyjemne promienie słońca. Gdy wyjeżdżamy poza miasteczko aż miło patrzeć na gaje dojrzewających pomarańczy i cytryn. Przejażdżka trwa króciutko: po kilku minutach mijamy Santa Luzia, a stąd mamy może 5 minut do parkingu przed plażą w Pedras d’El Rei. Stoi tu dużo aut i mimo, że to jeszcze nie sezon, słychać zewsząd angielski, niemiecki, a także holenderski.

Pociąg służył niegdyś do przewożenia tuńczyka.

CIUCHCIĄ NA PLAŻĘ

A oto niespodzianka. Można dojść na plażę pieszo lub dostać się tam mini ciuchcią. Nie jest to wymyślna atrakcja turystyczna. Niewielki pociąg istniał tu już dawniej i niegdyś był używany do transportowania tuńczyka. Zabytek został odpowiednio odrestaurowany i teraz od 9:00 do 17:15  wozi pasażerów (lepiej sprawdzić aktualne godziny pociągów, bo pewnie różnią się w zależności od sezonu). Na razie decydujemy się na spacer wzdłuż torów, co jest absolutnie bezpieczne i większość osób wybiera tę opcję. Będziemy szli około 30 minut z przerwami na przyglądanie się roślinności i na czytanie tablic o niektórych występujących tu unikatowo gatunkach zwierząt np. o krabie. Nieopodal wejścia na plażę na „peronie” znajduje się nietypowa tabliczka na temat kameleonów. Jeżeli spotkamy kameleona, to nie powinniśmy go dotykać. Należy zrobić mu zdjęcie i poinformować stowarzyszenie Vita Nativa, które prowadzi szereg inicjatyw na rzecz ochrony dzikich zwierząt.

Od kwietnia do września w latach 1841-1966 Praia do Barril była zamieszkiwana przez rybaków.

PRAIA DO BARRIL

Historycznie Praia do Barril była powiązana z okresowymi połowami tuńczyka. Od kwietnia do września w latach 1841 do 1966 mieszkali tutaj rybacy wraz ze swoimi rodzinami. Osada była znana jako „Armação do Barril” albo „Três Irmãos”. W skromnych chatach, gdzie oczywiście brakowało elektryczności i bieżącej wody, rybacy oczekiwali na migracje tuńczyka: albo w stronę Morza Śródziemnego albo z powrotem w stronę Atlantyku. W miejscu, gdzie niegdyś mieszkali rybacy mieszczą się teraz kawiarnie, toalety i muzeum- restauracja. Tak naprawdę w restauracji nie znajdziemy zbytnio eksponatów z czasów połowów, ale jedynie archiwalne zdjęcia i krótki film na ten temat.

Niebawem i my zobaczymy cmentarzysko kotwic na Praia do Barril.

CMENTARZ KOTWIC NA PRAIA DO BARRIL

Nieopodal zaś na wydmach natykamy się na gigantyczne kotwice. Mówi się, że jest to cmentarz kotwic – Cemitério das Âncoras. Oczywiście cmentarzysko ma związek z połowami tuńczyka. Te gigantyczne kotwice transportowano na otwarte morze i zostawiano na dnie. Do kotwic przymocowywano sieci i to w nie wpadały ławice tuńczyka. Największe z kotwic wymagały dźwigania przez 20 mężczyzn. Dzięki kotwicom łowiono także sardynki. Po obejrzeniu cmentarzyska decydujemy się na prosty plan: długi spacer wzdłuż bajecznej piaszczystej plaży, a potem kawę w byłej osadzie rybaków. Wieje, ale byliśmy na to przygotowani i mamy ze sobą kurtki. Jesteśmy tu po sztormie i na piasku znajdujemy mnóstwo fantazyjnych muszli.

   Tutaj dzisiaj zjemy almoço. W knajpce „Zurrata” czeka na nas wiele wspaniałości. A obok cichy i przytulny plac.

Cudeńka, których mogliśmy skosztować w „Zurracie”.

SANTA LUZIA

Po długim spacerze i przerwie na kawę z ciastkiem (pastéis de nata są zawsze pyszne, ale my gustujemy też w innych tradycyjnych słodkościach i teraz wybór pada na „morcela de chocolate” – „kaszankę z czekolady” hahahha) wracamy autem i udajemy się do Santa Luzia. Jest już pora almoço (portugalski lunch) i rozglądamy się za odpowiednią knajpką do zjedzenia czegoś smakowitego. Santa Luzia to mieścina położona w centrum obszaru chronionego krajobrazu Ria Formosa – Parque Natural Ria Formosa. Miasteczko słynie w całej Portugalii z ośmiornicy. Nawet mawia się, że jest to stolica kulinarna tych mięczaków. Dawniej ośmiornice łowione były w gliniane garnki, ale teraz rzecz jasna stosuje się bardziej nowoczesne metody połowów. Wybieramy restaurację na głównym placu miasta mieszczącą się zaraz obok kościoła. „Zurrata” jest tutaj nową knajpką, ale ma bardzo wysokie opinie na Googlu, więc decydujemy się na to miejsce. Wybór jest idealny! Siedzimy na skwerku przed lokalem, gawędzimy z kelnerem. Oczy jedzą. Zamawiamy tyle, że nie jesteśmy w stanie tego zjeść: zurrata couvert, espargos com ovos e farinheira, picanha à discrição, bife de vazia…Pies leniwie przechadza się po bruku, właściwie nic wokół się nie dzieje, czasem przejedzie ktoś na rowerze. Zdecydowanie nam to odpowiada. Jest cicho i spokojnie jak na dawną rybacką wioskę przystało. Oby jak najdłużej Santa Luzia utrzymała swój unikalny tradycyjny charakter!

Tutaj oprócz „pastel de nata” także „morcela de chocolate”, czyli czekoladowa kaszanka hahaha

Było pyszne i prawie nic nie zostało:))

Jeżeli masz ochotę na jeszcze więcej Portugalii i języka portugalskiego, to zajrzyj:

A także zapisz się tutaj do językowego newslettera i otrzymaj darmowy fragment ebooka: „ESTAR”.

Até já,

Ania