Ola zjawia się u mnie w domu uśmiechnięta, z burzą blond loków i chęcią na poranną kawę z croissantem. Emanuje od niej spokój. Nie mogłam się tego spotkania doczekać! Mnie i Olę łączy głęboka fascynacja Brazylią. Ola na co dzień jest fizjoterapeutką w Poznaniu i członkiem wspólnoty Przymierze Miłosierdzia. Bardzo lubi pomagać ludziom i dzielić się z nimi miłością, której zaznała w domu rodzinnym. W lipcu zeszłego roku wyjechała na trzymiesięczny wolontariat misyjny do Brazylii i opowieść o tym przywiodła ją na Magellanka.pl

Dlaczego zdecydowałaś się wyjechać na wolontariat?

Trudne pytanie. To nie był pierwszy raz kiedy wyjechałam w takim charaketrze. Już wcześniej, zaraz po maturze, wyjechałam do Argentyny, rok temu byłam na Ukrainie. Od samego początku taka forma wyjazdu bardzo mi się podobała. Jestem osobą, która lubi sensownie spędzać czas. Zwłaszcza, że tutaj w Polsce też lubię pomagać i widzę w tym duży sens – w dzieleniu się z osobami tym, co mam, zwłaszcza z tymi ludźmi, którzy nie mieli tyle szczęścia.

A dlaczego wolontariat w Brazylii?

Działam we wspólnocie Przymierze Miłosierdzia (Aliança de Misericórdia) i ta wspólnota powstała w Brazylii. Założyli ją ojciec Antonello Cadeddu i João Henrique Porcu oraz świecka misjonarka Maria Paola. Wszyscy pochodzą z Włoch i też od wczesnych lat swojej posługi jeździli na misje. Pewnego razu dotarli do Brazylii i to, co tam zobaczyli, spowodowało, że zapragnęli zmienić tamtą rzeczywistość.

Co w takim razie oznacza, że wolontariat jest misyjny?

Hasłem naszej wspólnoty jest „Ewangelizować, aby przemieniać” i w zasadzie na tym polega ta posługa. Misjonarze docierają w Brazylii do miejsc, gdzie nikt nie dociera, mianowicie do fawel. Wychodzą do bezdomnych i do szeroko pojętego marginesu społecznego. Ich celem jest „zaniesienie” tam miłości np. do dzielnic takich jak Crackolândia w São Paulo, gdzie kwitnie handel narkotykami. Gdy docierają w te miejsca zaczynają opowiadać o Ewangelii i mówią ludziom, że to nie jest tak, że ich życie jest bez sensu, że mogą je zmienić i że mają swoją godność. Nie poprzestajemy tylko na głoszeniu, ale zajmujemy się też pomocą bardzo konkretną zwłaszcza w São Paulo, gdzie wspólnota najdłużej działa.

Jaki zatem jest zakres działalności wspólnoty?

Powiem krótko, bo akcji jest bardzo dużo. Wspólnota zarówno tu w Polsce jak i tam w Brazylii stara się wychodzić na przeciw każdego człowieka. Są domy dla dzieci ulicy, takie powiedzmy sierocińce, są szkoły dla dzieci, które nie mogą chodzić do szkoły normalnej-państwowej, są szkoły dla dzieci z faweli, żłobki-przedszkola dla rodzin, które nie mogą sobie pozwolić na taką klasyczną placówkę. Dla dorosłych osób, które są w różnej sytuacji są trzy miejsca: casa restaura-me, casa de triagem i casa de acolhida. Pierwszy dom to miejsce dla ludzi z ulicy. Mogą oni tam zaspokoić swoje podstawowe potrzeby takie jak: mycie, jedzenie, spanie oraz spędzenie wolnego czasu. Drugi, casa de triagem, to dom, gdzie mogą zamieszkać na tydzień, aby doświadczyć życia w określonych zasadach, by, głównie bezdomni i uzależnieni, mogli sprawdzić czy potrafią funkcjonować w takim unormowanym trybie. W tym domu też jest opieka duszpasterska i wolontariusze, którzy pomagają. Trzeci dom to casa de acolhida, gdzie przychodzi się na mniej więcej 13 miesięcy. Do tego domu dostaje się, gdy wytrwa się próbę w casa de triagem. Z casa de acolhida można zrezygnować w każdej chwili, gdy jest się gotowym, by zacząć lepsze życie na własną rękę. Można też tam zostać dłużej, jeśli jest potrzeba. W casa de acolhida jest możliwość także zrobienia programu 12 kroków, który zakłada oczyszczenie się z traum i nałogów. Misjonarze i wolontariusze trafiają też do więzień, ewangelizują prostytutki, odwiedzają poprawczaki, posługują w szpitalach. W Brazylii mile widziane jest chodzenie „od drzwi do drzwi” i zwyczajna rozmowa, by kogoś pokrzepić m.in. starsze samotne osoby. Misjonarze, (którzy często sami mieszkają w fawelach, by budować zaufanie i więź z miejscowymi), proponują też różne aktywności. Jedną z takich jest tworzenie miejsc typu świetlica, gdzie dzieci mogą poznać, że istnieje inny świat niż ten gangstersko-narkotykowy. Oprócz wymienionego już typu działalności, wspólnota dba także o ludzi o wyższym statusie materialnym, którzy są zagubieni w swoim życiu i mimo dostatku nie widzą w nim sensu. U nas mówi się, że jest to pomoc ludziom ubogim zarówno materialnie jak i duchowo. Takie wsparcie obejmuje rekolekcje i ewangelizacje uliczne. Działalność jest bardzo szeroka, bo wspólnota zapewnia też wydarzenia artystyczne, koncerty, organizuje msze o uzdrowienia…

Wszystkie trzy zdjęcia przedstawiają casa de acolhida.

Jak wyglądał Twój dzień jako wolontariuszki?

Różnił się w zależności od tego, gdzie byłam. Najpierw byłam przez dwa tygodnie w Rio de Janeiro i tam głównym punktem była Misja Talitha Kum zakładająca ewangelizację miasta w tydzień. To jest cykliczne wydarzenie od dobrych kilku lat. Na placu Carioca, który jest najbardziej uczęszczanym przez mieszkańców placem w Rio de Janeiro, stawia się dostępną od rana do wieczora przenośną kaplicę wokół której odbywa się wiele wydarzeń takich jak: taniec, przedstawienia teatralne, śpiewy. Między tymi atrakcjami pojawia się ewangelizacja i wspólna modlitwa. Codziennie wieczorem jest msza święta otwarta dla wszystkich. Pomagałam tam, gdzie była potrzebna pomoc. Równolegle do przedsięwzięcia na placu Carioca, szłam też do najbardziej potrzebujących w szpitalach i fawelach. Od rana do obiadu byłam w szpitalu, a po południu uczestniczyłam w aktywnościach na placu. Tak to wyglądało w Rio.

Misja Talitha Kum – adoracja

Czemu przenoszono Cię do innych miejsc w Brazylii?

Od samego początku każdy był przydzielony w konkretne miejsce, ale zanim tam pojechaliśmy, byliśmy w Rio, bo była potrzebna pomoc przy Misji Talitha-Kum. W tej akcji brało udział ponad 80 osób i wszystkie były potrzebne. Z reguły jest tak, że cię przenoszą.

To gdzie było kolejne miejsce, w którym pomagałaś?

W São Paulo. To akurat był czas, kiedy mogliśmy poznać serce wspólnoty. To tutaj się wszystko narodziło i to tu najprężniej funkcjonuje wspólnota. Ważne było, aby to, czego się nauczymy, przekazać dalej w Polsce. W São Paulo odwiedzaliśmy wszystkie miejsca, które na co dzień świadczą pomoc, czyli różne typy casas, o których wspominałam. Gdy jeździliśmy do tych domów ewangelizowaliśmy i pomagaliśmy. W São Paulo spędziłam niecałe 2 tygodnie. Potem ja i moja koleżanka, już tylko we dwie, poleciałyśmy na dwa miesiące do Barbalha w stanie Ceará na północy i tam mieszkałyśmy w szkole nowej ewangelizacji. Od poniedziałku do czwartku dbałyśmy o dom, miałyśmy czas na formację własną, przygotowywanie ewangelizacji. Był to bardziej czas skupienia, ale raz w tygodniu w środę organizowaliśmy msze o uzdrowienie. Czas od poniedziałku do czwartku był spokojny. Od piątku do niedzieli co tydzień jeździliśmy w inne miejsce, by ewangelizować w poprawczaku i w semiliberdade (półzamknięty poprawczak) oraz udawałyśmy się do szpitali, by po prostu być z chorymi. Brałam też udział w kongresie rodzin, który przypomina rekolekcje i pomagałam tam w opiece nad dziećmi, by rodzice mogli spokojnie w nich uczestniczyć. Pojechaliśmy też do Fortalezy. W Fortalezie wieczorem wychodziliśmy na plac do bezdomnych albo ewangelizowaliśmy na plaży, która jest jednym z najbardziej popularnych turystycznie miejsc w mieście. Jeszcze tylko wspomnę, że w Brazylii bezdomne są także dzieci.

Przygotowanie posiłku w casa restaura-me

Świetlica

Czy to było dla ciebie najtrudniejsze? Pomoc bezdomnym dzieciom?

Tak. Trudno to sobie wyobrazić, ale podczas ewangelizacji nocnej w większych miastach w Brazylii spotykaliśmy nawet 2-, 3- letnie dzieci bawiące się bez żadnej opieki na placach pełnych bezdomnych osób. Nigdy nie wiedzieliśmy gdzie są ich rodzice – mogli być zarówno gdzieś niedaleko, spędzając czas z innymi przebywającymi tam osobami, jak i w innym miejscu, narkotyzując się lub zajmując się innymi rzeczami uniemożliwiającymi im zaopiekowanie się własnym dzieckiem. Za każdym razem uderzało nas ogromne pragnienie miłości, które te dzieci miały. Pomimo tego, że byliśmy zupełnie obcymi dla nich osobami, od razu chciały być przytulane, brane na ręce. Często kiedy musieliśmy już iść, biegły za nami i prosiły żebyśmy zostali. Odejście i zostawienie tam tych dzieci było najtrudniejszą rzeczą, jakiej tam doświadczyłam. Jednak świadomość, że (po skontaktowaniu się z policją), te dzieci mogą zostać przyjęte do Casa Naim (sierocińca) i dostać szansę na bezpieczny rozwój i edukację, dawała bardzo dużo nadziei. Co więcej, umożliwienie im wyjścia z ulicy nie wiąże się tylko z zapewnieniem tej podstawowej opieki, jaką powinny otrzymać w domu. Dzięki temu maleje szansa, że w wieku około 10-12 lat zostaną włączone do mafii narkotykowej, albo zmuszone do prostytuowania się.

Gdybym chciała wyjechać na taki wolontariat, co powinnam zrobić?

Przede wszystkim zastanowić się po co tam się jedzie. Wiem, że wiele osób wybiera wolontariat w dalekim państwie tylko dlatego, że jest daleko, a obowiązki czy faktyczna pomoc schodzą na drugi plan. Może to brzmi niewiarygodnie, ale wiem, że zdarzają się osoby, które są rozczarowane, że będąc w miejscu tak różnym od domu, nie miały kiedy zwiedzić takiego czy innego miejsca. Jeżeli już podejmie się decyzję o wyjeździe np. z Przymierzem Miłosierdzia, należy skontaktować się ze wspólnotą. Jeżeli w danym roku organizowany jest wyjazd, trzeba uczestniczyć w comiesięcznych spotkaniach formacyjnych przygotowujących do wolontariatu (te zaczynają się z reguły koło listopada – grudnia). Warto też pamiętać, że misjonarze prowadzą tę formację i to oni ostatecznie decydują, czy dana osoba jest przygotowana do wyjazdu, i gdzie taki wolontariat może odbyć (biorąc oczywiście pod uwagę preferencje tej osoby i jej predyspozycje, a także możliwości przyjęcia wolontariuszy przez miejsca docelowe). Potem zostaje już tylko zorganizowanie wszystkich potrzebnych rzeczy i wyjazd 🙂

Jakie dokumenty są potrzebne?

Przede wszystkim paszport. Jeżeli chodzi o Brazylię, wiza potrzebna jest tylko kiedy planuje się pobyt powyżej 90 dni. Poza tym warto mieć ubezpieczenie i to wszystko.

Jakie są koszty wyjazdu?

Wspólnota pokrywa koszty pobytu na miejscu, czyli noclegu i wyżywienia. Za kupno biletów, ubezpieczenia, szczepień oraz za pokrycie bieżących wydatków na miejscu odpowiedzialny jest wolontariusz. Kwota, jaka jest potrzebna, różni się w zależności od długości pobytu (tu chodzi głównie o ubezpieczenie) i czasu, w którym kupuje się bilet. Mnie 3 – miesięczny wolontariat kosztował około 5 – 6 tys. złotych. Warto wiedzieć, że można pozyskiwać środki z różnych źródeł, oczywiście pod warunkiem że wspólnota wyraża na to zgodę. My na przykład organizowaliśmy tzw. „niedziele misyjne” w różnych parafiach w Poznaniu i okolicach, a także w Kaliszu (tutaj bardzo serdecznie dziękuję parafii pw. Narodzenia NMP na Zagorzynku i parafii pw. Miłosierdzia Bożego). My jednak zdecydowaliśmy sporą część zebranych pieniędzy przeznaczyć na działania prowadzone przez wspólnotę w miejscach docelowych, a jedynie pomóc finansowo osobom, które nie miały możliwości uzbierania całej potrzebnej kwoty.

Przed wejściem do szpitala

Czy z Polski też można pomagać?

Tak. Włączając się w dzieła pomocy prowadzone przez wspólnotę prowadzone na terenie Polski lub finansowo. W takim wypadku wszelkie informacje dotyczące pomocy materialnej można znaleźć na stronie Przymierza Miłosierdzia w Polsce i na brazylijskiej stronie.

Czy czułaś się w Brazylii bezpiecznie?

Może zabrzmi to dość niewiarygodnie, biorąc pod uwagę regularnie zdarzające się w tym kraju strzelaniny czy napaści, ale tak, czułam się bezpiecznie. Przede wszystkim, misjonarze bardzo o nas dbali i pilnowali żebyśmy nie stwarzali niebezpiecznych sytuacji. Na przykład wchodząc do faweli nie wolno nam było brać ze sobą żadnych cennych przedmiotów – jedynie to, co konieczne. O robieniu zdjęć nie było mowy. Ważne było też noszenie przez nasz krzyży, które otrzymaliśmy na posłaniu misyjnym przed wyjazdem; z jednej strony dlatego, że ludzie mieszkający w tych niebezpiecznych miejscach znają i szanują misjonarzy – wielokrotnie doświadczyli niesionej przez nich pomocy. Z drugiej strony, ten krzyż był dla nas przypomnieniem, że w te miejsca idziemy właśnie dlatego, że takie są. Idziemy po to, żeby zanieść tam miłość, nadzieję, które nie pochodzą od nas. Jednym słowem, nieśliśmy tam Jezusa, i nie tylko było czuć Jego opiekę, ale wielokrotnie mogliśmy oglądać na własne oczy cuda, które działał w życiu tych osób, które spotkaliśmy.

Tęsknisz za Brazylią?

Bardzo! Nie tyle za krajem, co za ludźmi. Ich otwartość, hojność, życzliwość, prostota, radość i wiele, wiele innych cech sprawiły, że po raz pierwszy w życiu poczułam się w innym kraju jak w domu. To było dla mnie przepiękne doświadczenie móc zobaczyć, że tam wciąż obcy ludzie ze sobą rozmawiają, pomagają sobie nawzajem; gdzie drugi człowiek jest ważniejszy niż praca, pieniądze czy cokolwiek innego. Co więcej, liczy się sam człowiek, a nie jego wiara, przekonania polityczne czy zawód. Bardzo dużo mogłam się od tych ludzi nauczyć.

Jak wspólnota działa w Polsce? Gdzie należy się udać, jeśli potrzebujemy pomoc?

W Polsce pomoc społeczna i socjalna działa dość dobrze; jeżeli ktoś chce wyjść z trudnej sytuacji życiowej, to ma gdzie się udać. Z tego względu potrzeba tworzenia nowych domów pomocy nie była aż taka paląca. Włączamy się raczej do pomocy w działaniu w tych miejscach, które już są np. w jadłodajni prowadzonej przez siostry Elżbietanki w Poznaniu czy w ogrzewalni dla bezdomnych. Poza tym włączamy się w ewangelizację w więzieniach, świetlicach socjoterapeutycznych, szpitalach. Organizowane są liczne rekolekcje o różnej tematyce np. rekolekcje dla małżeństw, dla młodych, mężczyzn, kobiet, itd. W maju (m. in.) w Poznaniu będzie miała miejsce Misja Talitha Kum – tygodniowa misja ewangelizacji miasta na wzór tej w Brazylii. Tak jak wspomniałam wcześniej: w Polsce większe zapotrzebowanie jest na działania mające na celu odnalezienie czy przypomnienie sensu życia osobom, którym teoretycznie nic nie brakuje, a żyją w smutku, narzekają i gonią jedynie za tym, co przyziemne i tak naprawdę nie daje szczęścia.

Przedszkole

Wyjechałabyś jeszcze raz?

Póki co jestem dosyć zajęta organizowaniem swojego życia, w końcu wróciłam dopiero pół roku temu i ciężko było by mi teraz poświęcić kolejne kilka miesięcy na wyjazd w takiej formie. Ale w przyszłości, kto wie? Następnym razem chciałabym jednak włączyć się w pomoc bardziej związaną z moim zawodem.

Czy trzeba znać portugalski, aby wyjechać do Brazylii?

Nie trzeba, jednak na pewno znajomość języka bardzo pomaga. Razem ze mną były dwie tłumaczki, które przez pierwszy miesiąc tłumaczyły nam wszystkie ważne rzeczy. Nie były jednak w stanie być z nami w każdej sytuacji – wtedy zdani byliśmy na siebie. Mi znajomość portugalskiego (na początku dosyć słaba) bardzo się przydała, przede wszystkim w nawiązywaniu relacji z Brazylijczykami, a to była dla mnie jedna z najcenniejszych rzeczy, jakich mogłam tam doświadczyć.

Mini biogram Oli – pochodzi z Kalisza, od ponad 7 lat mieszka w Poznaniu, z wykształcenia jest fizjoterapeutą, obecnie pracuje w przedszkolu specjalnym oraz w centrum terapii dziecięcej. Uwielbia muzykę, śpiewa w chórze kameralnym Sine Nomine. Daje jej to mnóstwo radości. Od kiedy pamięta lubi też podróżować byle nie w opcji all inclusive. Należy do wspólnoty Przymierze Miłosierdzia w Poznaniu i właśnie z tą wspólnotą wyjechała na wolontariat misyjny.

Dziękuję bardzo Oli za ten wywiad! Jestem pod wrażeniem odwagi i oddania!

Jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:

Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:

Beijos e até já!

Ania