Jaki to zbieg okoliczności, że tłumaczyłam wiersze Leonardo Fróesa w tym samym czasie kiedy czytałam wiersze Julii Fiedorczuk! Fiedorczuk jest uważana w Polsce w środowisku akademickim za badacza ekokrytyki. Jej twórczość poetycką nazywa się niekiedy ekopoezją. No i proszę! Kto czytał już o Fróesu na moim blogu (tutaj), ten pewnie pamięta, że w jego dziennikarskiej karierze niemałą rolę odegrały pisane przez niego artykuły na temat ekologii (pierwsze takie w Brazylii) oraz że porzucił on dostatek miasta na rzecz zamieszkania w buszu. Taka decyzja została podyktowana silnym pragnieniem życia w zgodzie z samym sobą: spełnieniem marzenia o symbiozie z naturą. Myślę, że Fróesa z powodzeniem mogłabym też nazwać ekopoetą! Fróes podobnie jak Fiedorczuk w swojej poezji wnikliwie przygląda się relacji człowieka z innymi bytami, z otoczeniem, które jest niekiedy bardzo roślinne i zwierzęce. Mam też wrażenie, że Fróes, mógłby powiedzieć o niektórych swoich wierszach to samo, co Fiedorczuk podkreśliła na temat wierszy zawartych w jej najnowszym tomiku “Psalmy”: “Interesuje mnie (…) doświadczanie duchowości dostępne tu i teraz, za pośrednictwem ciała, zmysłów, współodczuwania z innymi istotami. Starałam się opisać doświadczenie współpowstawania różnych bytów, zjawisk i procesów, wzajemnych połączeń i zależności między ja i nie-ja, między życiem i śmiercią, rozkwitem i rozkładem.”*

Fróes mógłby się tak wypowiedzieć chociażby o tym przetłumaczonym przeze mnie wierszu:

Leonardo Fróes

Uzasadnienie Boga

to co ja nazywam bogiem jest o wiele bardziej nieprzebrane
i czasami o wiele mniej złożone
niż to co ja nazywam bogiem. Pewnego dnia
było to gniazdo os w deszczu
które tak nazwałem w szpitalu
gdzie czułem cierpienie innych
i zwykła cierpliwość insektów w walce o dom przeciwko wodzie.
Także nazwałem bogiem drzwi
i drzewo w które wszedłem pewnego razu
aby znaleźć odwagę
po dudniącej klęsce.
Bóg to mój najwyższy stopień relatywnego rozumienia
momentu totalnej desperacji
w której porusza się kwiat
i zbity pies samotnie przybliża się do mnie.
I jeszcze to słowu bóg przypisuję
najpiękniejsze instynkty w deszczu
zauważając że na chodniku
już zakiełkowało i zwiędło to co ja wielokrotnie nazywam duszą
i może to spokój
w chemii moich pragnień
by coś ofiarować.

Justificação de Deus

o que eu chamo de deus é bem mais vasto
e às vezes muito menos complexo
que o que eu chamo de deus. Um dia
foi uma casa de marimbondos na chuva
que eu chamei assim no hospital
onde sentia o sofrimento dos outros
e a paciência casual dos insetos
que lutavam para construir contra a água.
Também chamei de deus a uma porta
e a uma árvore na qual entrei certa vez
para me recarregar de energia
depois de uma estrondosa derrota.
Deus é o meu grau máximo de compreensão relativa
no ponto de desespero total
em que uma flor se movimenta ou um cão
danado se aproxima solidário de mim.
E é ainda a palavra deus que atribuo
aos instintos mais belos, sob a chuva,
notando que no chão de passagem
já brotou e feneceu várias vezes o que eu chamo de alma
e é talvez a calma
na química dos meus desejos
de oferecer uma coisa.

U Fróesa znajduję tę samą duchowość, o której wspomina Fiedorczuk. Niezaprzeczalne współistnienie człowieka i świata przyrody, zdanie się na ten świat oraz poszukiwanie w nim transcendencji. Tak jak mówi Fiedorczuk jest to duchowość tego momentu, dziejąca się na naszych oczach. Tak dla równowagi przytoczę Wam jeden z wierszy poetki z tomu “Psalmy”:

Julia Fiedorczuk

PSALM III

w jakim języku mam do ciebie mówić, słońce,

żebyś jutro wstało dla mojego dziecka, żebyś

wstało i pobudziło tkanki pokarmów,

krążenie,

jak mam to zaśpiewać dla mojego dziecka,

jak mam tobie śpiewać, planeto, żebyś wybaczyła,

że urodziłam głód, że urodziłam

pytanie

zaczepione o nic, jak sobie zaskarbić

szczodrobliwość stworzycielek – bakterii

czysty deszcz powietrze glukozę

la la

że ułożymy się i zaśniemy, że się obudzimy,

że ułożymy się i zaśniemy, że się obudzimy,

grawitacjo:

tfi

la la

że nas ułożysz i zaśniesz, i że nas obudzisz?

Matecznikiem wyobraźni Fiedorczuk są krajobrazy i dwie rzeki – Narew i Bug nierozerwalnie złączone z jej dzieciństwem na Podlasiu.** Dla Fróesa myślę, że mogłaby to być dzika przestrzeń buszu, przyglądanie się rodzącemu i obumierającemu życiu dżungli. Fróes i Fiedorczuk w swojej poetyce nie są wcale monotonnie osadzeni w rzeczywistości, wręcz przeciwnie, często ich wiersze niepokoją, balansują na granicy onirycznej, dryfują w inne złożone światy. Tutaj przytoczę tłumaczony przez mnie wiersz Fróesa “Metafizyka i ciastko”:

Leonardo Fróes

Metafizyka i ciastko

wewnątrz bicia serca nocy
kiedy cisza osiąga słyszalność
bicia serca śmierci i liście opadają
wykrwawione do cna
wewnątrz chłodu niespokojnego materaca
z zamyślonymi oczami co ześlizgują się po suficie
i rękami co schodzą wzdłuż ciała
jakby w poszukiwaniu swojej odległej rzeczywistości
kiedy nietoperze melancholii
bezgłośnie trzepoczą między drzewami
i coś zakorzenione niepokojące
zdaje się znowu kiełkować między nogami
w tej przestrzeni fundamentalnej zawężonej
gdzie idee zdarzają się pozostawione
w nieoczekiwanym skojarzeniu
które jest nie sposób zatrzymać lub zrozumieć
w oblężeniu poza granicami pokoju
który wiruje w różne światy i zniekształca
w poczuciu że nie ma z tego nic
co daje zarys i formę własnej bezsenności –
– człowiek skacze i rzuca się
poza trzęsawisko
i pożera ciastko
i pije szklankę wody i zapala papierosa
i jeszcze jednego

Metafísica e biscoito

no meio dos latidos da noite
quando o silêncio atinge a qualidade
dos latidos da morte e as folhas caem
impressionavelmente sangradas;
no meio frio de um colchão inquieto
com os olhos pensativos resvalando no teto
e as mãos descendo pelo corpo
como a buscar sua realidade longínqua
quando os morcegos da melancolia
atravessam sem bater entre as árvores
e alguma coisa enraizada confusa
parece brotar de novo entre as pernas;
nesse espaço fundamental reduzido
onde as idéias se sucedem largadas
numa associação intempestiva
que é impossível deter ou compreender;
no cerco sem limite de um quarto
que roda em vários mundos e alterna
com a sensação de não haver nada disso
que dá contorno e forma à própria insônia —
— o homem dá um salto e se puxa
para fora do pântano
e devora um biscoito
e bebe um copo d’água e acende
um cigarro e mais outro.

I podobnie w marzeniach sennych propozycja Fiedorczuk:

Julia Fiedorczuk

Psalm XVIII

nocą jej strach przelewa się do moich snów, nic

wielkiego, obudzone w bawełnianym schronie

śmiejemy się z czarnej wody, mgły, skrzydeł

wiatru w szczelinach domu i warszawskie niebo

cicho robi swoje, pokazując nam tylko podszewkę,

wnętrze dłoni; kiedy stado gołębi

nurkuje w jej oczach, bosa dusza, dusza

z gołą głową, biegnie,

goni wiatr; zaczekaj,

mówię stanowczo do czasu i przez sekundę

wydaje mi się, że –

Trzeba przyznać, że Fiedorczuk mistrzowsko wykorzystała gatunek psalmu odświeżając, zdawać by się mogło, przestarzałą przecież formę! Może też zaskoczyć, że psalmy proponowane przez poetkę są świeckie. Zagadką jest dla mnie, że sięgnęłam po tych twórców jednocześnie i bezwiednie, a oni wręcz sami stworzyli dla mnie zestawienie pełne krajobrazu, fauny i flory i … Boga?

Może po prostu potrzebuję odludzia i kontaktu z naturą. 🙂

Jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:

Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:

Beijos e até já!

Ania

*  “Czas Literatury”, nr 3/2018, Biblioteka Kraków, Kraków, s.22

**Tamże, s.23