Jest jeden z tych ciepłych jesiennych wieczorów. Odwiedzam Karolinę po długim czasie niewidzenia. Znamy się już 10 lat, nasze drogi po raz pierwszy zbiegły się w Portugalii. Uśmiechnięta wita mnie w progu, za nią chowa się mała Klaudia. W mieszkaniu roznosi się zapach świeżych wypieków. Tak, tak, Karolina przygotowała specjalnie na moją wizytę pão de queijo (wym. pału dy kejżu)! To brazylijski solono-serowy chlebek, a właściwie w naszym zobrazowaniu bardziej bułka. I nie czeka na mnie jedna oczywiście, ale cała blacha! Zaraz mi tłumaczy, że użyła składników przywiezionych prosto z Brazylii. Teściowie niedawno przylecieli w odwiedziny i zaopatrzyli spiżarnię w ulubione przysmaki. Losy Karoliny splotły się z Brazylią nieodwracalnie, gdyż od kilku lat jest szczęśliwą mężatką Brazylijczyka mieszkającego obecnie w Polsce. Wcześniej mieszkali także w Portugalii i Brazylii.

Ja: Ile czasu spędziłaś w  sumie w Portugalii i w Brazylii?

Karolina: W Portugalii byłam z przerwami dwa lata i trzy miesiące. W Brazylii spędziłam prawie rok.

Ja: Skąd się wzięła w Twoim życiu najpierw Portugalia, a potem Brazylia?

Karolina: To był po prostu przypadek. Byłam na drugim roku studiów, był 2008 rok, program Erasmus nie był tak popularny jak dzisiaj. Postanowiłam, że wyjadę gdzieś, gdzie jest cieplej niż u nas – typowe myślenie Polaka (śmiech). Nie kierowały mną żadne inne pobudki, żadne zamiłowanie bądź fascynacja daną kulturą. Miało być słońce i już. Na moim wydziale było kilka miejsc do Hiszpanii – wiedziałam, że to oblegany kierunek i, że osoby mówiące po hiszpańsku z mojego roku tłumnie się tam zgłosiły. Była też opcja Turcji – zupełnie inna kultura. Wtedy bałam się tam jechać, dzisiaj pewnie już by mnie to tak nie przerażało. I ostatnia pozycja na liście – Lizbona, Portugalia, jedno jedyne miejsce na cały wydział. Obowiązkowa znajomość portugalskiego. Na początku pomyślałam, że nie ma szans, później stwierdziłam, że przecież nikt nie mówi po portugalsku. Jeszcze 10 lat temu tak było. Znajomość portugalskiego była taką rzadkością jak znajomość chińskiego. Kupiłam więc sobie rozmówki polsko-portugalskie i złożyłam aplikację, w której napisałam, że znam portugalski na poziomie podstawowym. Po 2 miesiącach zostałam zaproszona na rozmowę, wykrztusiłam z siebie kilka słów i zdań po portugalsku. Doktorant, który zajmował się wyborem studentów do wyjazdów od razu oznajmił mi, że jadę, bo jestem jedyną osobą, która zadeklarowała jakąkolwiek znajomość portugalskiego.Tak więc zaczęła się moja przygoda z Portugalią.

Ja: To może chwilę jeszcze o Portugalii. Czym Cię zaskoczyła?

Karolina: Sądziłam, że to taka druga Hiszpania lub Włochy. Wyobrażenie jakie miałam było takie, że ludzie są weseli i pełni energii. Z jednej strony to się sprawdziło, okazało się jednak, że Portugalczycy bardzo różnią się od Hiszpanów i Włochów.Szczególnie też nie lubią być porównywani do tych pierwszych🙂 To, co jest nieodłączne w ich codziennym życiu, kulturze, literaturze to tzw. saudade, czyli tęsknota za dawnymi czasami, kiedy Portugalia była kolonialnym imperium i wiodła prym w odkrywaniu nowych lądów. Co w tym najciekawsze, nawet młode pokolenie nostalgicznie nawiązuje do dawnych czasów, kiedy Portugalia była potęgą! Przecież to było 500-600 lat temu! Aby to zrozumieć, podczas odwiedzin tego kraju warto zapoznać się z jego historią oraz posłuchać FADO. Portugalia, a w szczególności Lizbona, to przede wszystkim życzliwi ludzie i życie, które toczy się w kawiarniach, restauracjach. Portugalczycy uwielbiają jadać posiłki poza domem, mają swoje ulubione miejsca, w których kelnerzy znają prawie wszystkich swoich klientów. Jest również normalnością, że idziemy do kawiarni i widzimy, że między osobami, które w ogóle się nie znają nawiązuje się rozmowa:-) Jest to coś czego nie spotykam u nas w Polsce. Portugalia to też przede wszystkim wspaniałą kuchnia zarówno dla miłośników mięsa jak i ryb. Mogę szczerze powiedzieć, że dla mnie jest to najlepsza kuchnia na świecie!

Ja: A jak to się stało, że wyjechałaś do Brazylii?

Karolina: Powody były osobiste. Z moim obecnym mężem mieszkałam od roku w Portugalii. Miał zawieszone studia w Brazylii i gdyby nie wrócił anulowano by mu je. Wyjechałam z nim do Brazylii w październiku 2012 roku. Do tamtego momentu w ogóle nie brałam pod uwagę, że mogłabym mieszkać poza Europą. Nigdy zresztą poza Europę nie wyjeżdżałam. Nie wiedziałam czego się spodziewać po Brazylii. Wahałam się. Moi rodzice byli przerażeni. To była mieszanka wielu emocji od strachu po ciekawość.

Ja: Gdzie mieszkałaś w obu tych krajach?

Karolina: W Portugalii w Lizbonie, gdzie wielokrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania. Mieszkałam chyba w każdej lizbońskiej dzielnicy (śmiech)! W Brazylii we Florianópolis, o którym ostatnio czytałam, że jest to miasto o najlepszych warunkach do życia w całej Brazylii! Wyróżniono tam także idealne warunki do plażowania. W ogóle cały stan Santa Catarina, gdzie leży Florianópolis został bardzo doceniony w tym artykule.

Ja: Opowiedz mi trochę o Florianópolis.

Karolina: To miasto położone na wyspach, zamieszkałe przez jakieś 500 tys mieszkańców. Symbolem miasta jest most porównywany do osławionego Golden Bridge z San Francisco. Do Florianópolis ludzie ściągają z trzech powodów: dla edukacji, gdyż jest tu uniwersytet, dla imprezowego i beztroskiego życia, gdyż jest tu bujne życie nocne i raj dla surferów i dla życia na odludziu, gdyż południowa część wyspy jest praktycznie niezaludniona i dzika. Jest to jak widać miasto kontrastów.

Ja: Jak się imprezuje we Florianópolis?

Karolina: Imprezownią jest pobliże laguny. Wielu ludzi przeprowadza się w ten rejon z powodu dobrej zabawy i idealnych plaż. Do tego Florianópolis odwiedza mnóstwo turystów. Jest tutaj dużo ludzi, dla których imprezowanie to sposób na życie, a co za tym idzie pojawia się też problem  narkotyków. Tak właśnie wiele osób wyobraża sobie Brazylię, co jest tylko ułamkiem tej rzeczywistości. Ktoś, kto odwiedził Brazylię wie, że nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę, lubi karnawał i imprezy. Jedno jest pewne, mimo trudnej sytuacji finansowej, w której mogą się oni znajdować zawsze zachowują pogodę ducha.

Ja: A jak wygląda życie w południowej części wyspy? Dotarłaś tam?

Karolina: Tak, byłam tam dwa razy na plażach. Są długie, bajkowe, bezludne. To totalna, przepiękna dzicz i świetne widoki. Ludzie, którzy decydują się na życie w południowej części wyspy przeważnie wiodą żywot pustelniczy bądź żyją w znacznym odizolowaniu od innych ludzi. Ciężko się tam dostać, nie znajdziemy tam wielu sklepów ani tym bardziej dużych supermarketów. Na niektóre plaże można dotrzeć idąc przez specjalny szlak, którego pokonanie zajmuje ok 2 h. Autokary kursują bardzo rzadko i w dodatku nigdy nie wiesz kiedy przyjedzie, kiedy odjedzie. Napisany jest czas wyruszenia i czas dotarcia do celu, ale kiedy pojazd przyjedzie na przystanek… Nikt tego nie wie. Bez samochodu w Brazylii trudno się gdziekolwiek przemieścić.

Ja: Co zaskoczyło Cię w Brazylii?

Karolina: Praktycznie wszystko! Miałam takie telewizyjne wyobrażenie o Brazylii, że to jedna wielka impreza, karnawał, non-stop radość. Moje przeświadczenie to było to takie eksportowe, czyli dość jednolite: samba i fawela. Tymczasem Brazylia ma mnóstwo twarzy. Regiony bardzo się od siebie różnią.

Ja: Wiele osób boi się pojechać do Brazylii ze względu na wszechobecną przemoc. Czy uważasz, że jest tak niebezpiecznie?

Karolina: Szczerze mówiąc, bagatelizowałam trochę kwestie bezpieczeństwa. To bardziej wszyscy wokół mnie panikowali i byli przejęci. Mam dość dobre doświadczenie. Nikt mnie nie okradł, nie zrobił krzywdy. Chodziłam z telefonem w ręce, także po zmroku, ale byłam uważana za szaloną. Niedaleko naszego mieszkania, jakieś 400 metrów, na stacji benzynowej średnio raz na tydzień dochodziło do napadów z bronią w ręku. Te napady z bronią w ręku to był dla mnie szok. Miałam taką filozofię, że chodzę tam, gdzie jest dużo ludzi, bo wychodziłam z założenia, że przecież tłum zareaguje. Tymczasem Brazylijczycy tłumaczyli mi, że to niczego nie gwarantuje. Nie będzie reakcji tłumu, bo każdy boi się oberwać. Florianópolis jest ogólnie uważane za bezpieczne, ale to są zupełnie inne standardy bezpieczeństwa niż te europejskie.

Ja: Czyli ogólnie raczej się nie bałaś i czułaś bezpiecznie?

Karolina: Bałam się dojeżdżać autobusem do pracy. W tamtym czasie we Florianópolis nagminnie podpalane były autobusy. Nikt nie ginął. Samochód zajeżdżał drogę autokarowi, wyskakiwali z niego uzbrojeni kryminaliści, kazali pasażerom wysiadać. Potem podpalano pojazd. Okazało się, że była to zemsta przywódcy grupy przestępczej odsiadującego wyrok w więzieniu we Florianópolis. Wszystkim sterował zamknięty za kratkami!

Ja: Wspomniałaś o swojej pracy. Gdzie pracowałaś i jakie jest Twoje doświadczenie pracy z Brazylijczykami?

Karolina: Miałam trudności ze znalezieniem pracy, ale w końcu znalazłam ją w hostelu. Bardzo dobrze wspominam tam pracę. W hostelu ludzie są zewsząd i są z reguły bardzo przyjacielscy. To był bardzo dobry czas.

Ja: Tęsknisz za czymś brazylijskim?

Karolina: Tęsknię za naturą, za swobodą i otwartością. Wiesz, że ktoś cię zagaduje i opowiada ci historię życia. Tęsknię za jedzeniem, za słonymi przekąskami takimi jak coxinha (wym. koszinja)*, za klimatem lata…

Ja: Dlaczego w takim razie Polska, a nie Brazylia?

Karolina: Chyba trochę nie pasuję do brazylijskiej mentalności i jestem już za stara, żeby się zmienić:-). Dużo jest rzeczy, których na tym etapie nie potrafiłabym zaakceptować, wielu z nas nie zdaje sobie sprawy z tego ,że Brazylia jest krajem drogim jeśli chodzi o życie i o utrzymanie. Ma słabą opiekę medyczną, wysokie składki za prywatne ubezpieczenie zdrowotne. Brazylijczycy nie oddają na ogół dzieci do szkół publicznych, bo najczęściej oznacza to wczesny kontakt z narkotykami i bezczynne siedzenie w ławkach, bo… nauczyciele nie przychodzą! Do tego w Brazylii ludzie zamożni są nieustannie wystawiani na niebezpieczeństwo. Masz trochę pieniędzy i jesteś zmuszony żyć w fortecy otoczonej drutem kolczastym w pakiecie z ochroniarzem i domofonem, bo istnieje zagrożenie napadem z bronią w ręku…Wszechobecny jest też konsumpcjonizm, Brazylijczycy kupują dużo, nawet jeśli ich na to nie stać.

Ja: Zainteresowało mnie to, co powiedziałaś o konsumpcjonizmie. Czym przejawia się konsumpcjonizm w wydaniu brazylijskim?

Karolina: Brazylijczycy wydają o wiele więcej niż mają. Wszystko można kupić na raty, nawet w zwykłym supermarkecie. Nie muszą mieć zdolności kredytowej. Można kupić produkty nawet na tzw. książeczkę rabatową.Na wystawach sklepowych nie spotka się nigdy całościowych cen, tylko cena x ilość rat. Taka polityka na pewno pomaga wielu osobom, bo ponad połowa ludności tego kraju nie zarabia więcej niż 900 reali co jest odpowiednikiem naszego 900 zł. Można wierzyć lub nie, ale bez możliwości kupowania na raty nie byliby oni w stanie przeżyć. Z drugiej strony, taki sposób kupowania napędza koniunkturę, nawet jeśli ktoś ma pieniądze to i tak kupuje w ten sposób. Myślę, że u nas jest to nie do pomyślenia, my Polacy lubimy uzbierać daną kwotę na konkretny produkt i dopiero wtedy iść go kupić, w Brazylii wygląda to odwrotnie.

Ja: W takim razie będziecie wracać do Brazylii?

Karolina: Na stałe raczej nie, w odwiedziny zawsze jeśli nadarzy się okazja. Chociaż ostatnio doszłam do wniosku, że nigdy nie mów nigdy:-)Może na starość kupimy z mężem mieszkanie w Lizbonie?

Ja: Świetny pomysł! To może zostaniemy sąsiadkami w Portugalii, czyli w Lizbonie (śmiech)? Dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę i że chciałaś się podzielić ze mną, z nami, swoimi doświadczeniami.

Karolina: Cała przyjemność po mojej stronie! 🙂

Jeżeli podobał Ci się ten wpis, zapraszam do polubienia bloga na fb! Dziękuję! 🙂

*Coxinha to rodzaj krokietu z kurczaka, popularna przekąska w Brazylii

**Zdjęcia pochodzą z albumów Karoliny. Bardzo dziękuję za udostępnienie! 😉