Literacką fascynacją ostatniego czasu jest dla mnie portugalska poetka Matilde Campilho (ur.1982) debiutująca w 2014 roku tomikiem „Jóquei”. Jej wiersze póki co nie są jeszcze przetłumaczone na język polski. Okazjonalnie trzy z nich w 2016 zostały zaprezentowane w warszawskim metrze w ramach akcji „Nie wysiadam – czytam wiersze”.

Campilho, mieszkająca między Lizboną a Rio de Janeiro, ma w sobie portugalski romantyzm i włóczęgostwo podyktowane uważnością i nieprawdopodobnym zmysłem obserwacji. W wywiadach z nią podglądanie świata zdaje się być jego celebracją i rytuałem potrzebnym do świadomej egzystencji. Mówi o tym jak bardzo chłonie fakty z życia codziennego,  jak bardzo są dla niej ważne, by przeżyć. Czyta mnóstwo prasy i wychodzi na plac, chociażby po to, by przyglądać się światłu. Potrzebuje miasta, by po nim chodzić. Przyrodę traktuje jako „przecinek”, by zaczerpnąć oddechu. W Rio de Janeiro znajduje to, czego jej potrzeba . Nie może żyć bez Lizbony. Jak mówi, w życiu spotkało ją wiele radości, i te dwa miasta są w dużej mierze za to odpowiedzialne.

Czytanie powieści wprowadzało ją w panikę. Ma problemy z koncentracją i latami rozpraszała się podczas lektury. Nawet w trakcie studiów filologicznych, dziwiło ją jak można czytać powieści, gdy przecież wystarczy wyjść na ulicę, by się działo. Nagle pojawiła się poezja i jej „natychmiastowość”. Już w Lizbonie czytała wiersze, ale dopiero w Rio dotarło do niej, że na odwieczne pytanie: „Czym się zajmujesz?”, powinna odpowiadać: „Jestem poetką.” Codziennie po porannej kawie i lekturze pisała. Wtedy przyszła myśl, że skoro robi to każdego dnia, to jest to coś rozumiane jako profesja, a może i misja. Obojętnie jak nazwane, stało się osią jej esencji.

W 2015 roku podczas Festa Literária Internacional de Paraty, brazylijskiego festiwalu literackiego w stanie Rio de Janeiro, tak mówiła o sztuce i poetach:

„Poezja, muzyka, malarstwo nie ocalą świata. Ale ocalą minutę i to wystarczy. Jesteśmy tutaj, żeby tańczyć na zgliszczach i nie pozwolić, by pyły przysłoniły nam radość w oczach.

Każdy robi to jak potrafi. Chirurg będzie próbował ocalić życia, które może. Ja staram się ocalać sekundy z mojego życia, życia moich przyjaciół i kogoś, kto przeczyta strofę. I to już jest okay.”

W wywiadzie dla Clary Cavour z wdziękiem zapala papierosa i przyznaje, że spotyka się z opinią, że jej wiersze są za długie. Wyjaśnia, że to droga wewnątrz drogi. Mogłyby być krótsze i zamknięte w trzech końcowych wersach, ale bez tego poszukiwania nie byłoby właśnie ostatnich wersów. Przecież potrzebujemy przemierzyć drogę, by dojść tam, gdzie chcemy. Wiersze nie mogą być krótsze. Wyznaje też, że po  tomiku „Jóquei” jest w niej twórcza cisza, co ją niekiedy niepokoi, ale też pozwala towarzyszyć jej debiutanckiemu tomikowi w jego własnym życiu.

Mój „Jóquei” Matilde Campilho w przepięknym wydaniu Tinta da China.

O Campilho jeszcze napiszę pochylając się nad jej poezją. Mam nadzieję, że w Polsce ukaże się wkrótce jej tomik i liczna grupa czytelników będzie mogła rozsmakować się w jej letnim albumie, jak czasem się mówi o „Jóqueiu” (dodam, że chociaż tomik promienieje słońcem Lizbony i Rio, to nie jest wcale naiwny).

Wszystkie tłumaczenia są moje. Korzystałam głównie z wywiadu dla Clary Cavour oraz tekstu opublikowanego w publico.pt.

Oba źródła poniżej. Dostępne jedynie w języku portugalskim.

Jeżeli podobał Ci się ten wpis, to zapraszam po więcej na:

Lub do sklepu, jeżeli interesują Cię materiały do nauki portugalskiego:

Beijos e até já!

Ania

https://www.publico.pt/2015/07/03/culturaipsilon/noticia/a-poesia-nao-salva-o-mundo-mas-salva-o-minuto-1700928

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapisz

ZapiszZapiszZapiszZapisz

ZapiszZapisz